Będąc w drogerii DM i buszując po sklepowych półkach trafiłam na krem do rąk Balea. W momencie wpadł do koszyka dzięki obłędnemu, egzotycznemu zapachowi. Na opakowaniu wyczytałam 'pitaya' oraz 'cocomilch' co tylko utwierdziło mój nos, że się nie myli i potrafi rozpoznać wakacyjne aromaty. Bo rzecz jasna, pitaja oraz kokos kojarzą się z latem, leniwymi dniami spędzanymi na słońcu i słodkimi zapachami.
Po niezbyt udanych doświadczeniach z kremami które nie nawilżały tylko tłuściły, zaryzykowałam to 0,85 € czyli około 3,6 zł. A że rzadko bywam w Niemczech, Czechach czy innych krajach gdzie można zrobić zakupy w DM, nie zamawiałam się wydanymi pieniędzmi ;-) Akurat z tym zakupem mi się udało- krem jest świetny! Czytałam na kilku blagach, że krem okazał się bublem, ale na moich suchych słoniach spisuje się zaskakująco dobrze. Szybko się wchłania, nie zostawia tłustej irytującej warstwy no i ślicznie pachnie. Również kiedy wzięłam go do pracy każdy kto go chociaż raz użył zachwalał zapach i funkcje pielęgnacyjne kremu.
Krem jest treściwy, szybko się wchłania, łatwo rozsmarowuje. Odrobina wystarczy, żeby pachniało na około. Bardzo poręczna tubka, miękki plastik, wszystko da się wycisnąć do ostatniego grama. Skład może i nie zachwyca bo nie ma tak za wiele składników odżywczych, więc fanki środków naturalnych które przynoszą nawilżenie nie będą specjalnie zachwycone, ale produkty Balea są wegańskie. Na prawdę polecam wypróbować jeśli będziecie mieli taką okazję.
Jakiego aktualnie kremu do rąk używacie? :-)